Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Allison Saft
3
6,9/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, romantasy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,9/10średnia ocena książek autora
83 przeczytało książki autora
184 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Noc Zimnego Księżyca Allison Saft
7,1
KRÓTKA RECENZJA - czyli dla kogo jest ta książka
Jeśli szukacie czegoś lekkiego i przyjemnego, z ciekawą fabułą, fantastycznym światem, epicką przygodą, sympatycznymi bohaterami i uroczym wątkiem miłosnym w tle... To źle trafiliście. :(
Przykro mi, ale prawdopodobnie tak samo jak mnie, zwiodła was śliczna okładka i ciekawy opis.
Jeśli jednak szukacie książki o bohaterach z nieprzepracowanymi traumami, osobistymi problemami, miłosnymi frustracjami, którzy zamiast rozwiązywać tajemnicze zagadki ślinią się do siebie jak ślimaki, czyli romansowej młodzieżówki, dla której świat fantasy stanowi ledwie marne tło - to trafiliście doskonale. To książka idealnie dla was! (:
DŁUGA RECENZJA - czyli recenzja w której analizuję, narzekam i czepiam się drobnostek (odrobinkę spojlerowa i zawierająca cytaty z książki)
Pozwolę sobie wypunktować myśli, by były bardziej czytelne. Mam nadzieję że nie są one nazbyt chaotyczne. A więc:
• Za najmocniejszy punkt książki uważam motywację bohaterów i ich relacje z rodzinami. Matka Margaret to dobry przykład toksycznej rodzicielki, a skomplikowanie i niesprecyzowane uczucia, jakimi darzy ją córka idealnie oddają emocjonalne rozdarcie dziecka.
• Przy Wesie niestety lekko szwankowała kreacja postaci. Czasem ukazywany był jako ambitny, idealistyczny zawadiaka z wielkimi zuchwałymi planami na świat, a innym razem prezentował się jako niezdarny ciapa, obibok i klubowy włóczęga, co niezbyt ze sobą współgrało.
• Sama relacja Margaret i Wesa była mało przekonująca. Wielka miłość? Nie znali się nawet miesiąca, a przez pierwsze dwa tygodnie nawet ze sobą nie rozmawiali. Ale jak się napisze "przez ostatnie tygodnie bardzo się do siebie zbliżyli" to od razu się wydaje, że całość trwała dłużej. Poza tym w ogóle do siebie nie pasowali. Fakt, że Margaret w ciągu kilku dni z "brzydkiej dziewczyny" staje się w oczach chłopaka "najpiękniejszą kobietą na świecie" jest... no nie. Po prostu nie. Najgorsze, że wątek romantyczny okazał się głównym wątkiem książki, który zupełnie wypchnął z planu sam motyw polowania, który jak się zapowiadało miał być głównym motywem historii (Edit: Przyznaję, poniekąd samą jestem sobie winna, bo nie doinformowałam się że jest to slow burn, niemniej jednak jeśli wątek fantastyczny był tak nieistotny, dlaczego nie można było z tego zrobić zwykłej obyczajówki?)
• Postacie drugoplanowe niestety nie były ciekawe. Były tylko czarno-białym wypełnieniem przestrzeni. Albo jednoznacznie złe, albo jednoznacznie dobre (do czego zaraz wrócę). Za każdym razem gdy się pojawiały dopadało mnie wrażenie Déjà vu i wspomnienia innych (niestety przeciętnych) książek jakie czytałam. (A w ogóle to mam wrażenie że wszystkie imiona i nazwiska zaczynały się albo na literę W, albo H. Naprawdę, cały alfabet literek, a autorka wykorzystuje tylko te dwie... nic dziwnego, że bohaterowie nie zapadają w pamięć)
• I tu pojawia się kolejny problem. Jak już wcześniej pisałam oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Myślałam, że to będzie króciutka, nieskomplikowana książka dla dzieci/młodzieży, ale nagle zaczęły się pojawiać różne kwestie wyznaniowe, odłamy religijne i społeczne spory, które wraz z chaotycznie rzucanymi nam strzępkami informacji dotyczącymi historii krainy szybko zaczynają się ze sobą mieszać. Jest tego po prostu za dużo jak na jednotomówkę (Mam nadzieję że to jednotomówka. Książka nie kończyła się słowami "ciag dalszy nastąpi" więc chcę wierzyć, że nie będzie to kolejna trylogia o nastolatkach ze skłonnościami rewolucjonistycznymi). A w ogóle to nie rozumiem po co poruszać takie tematy w książce, w której nawet nie stanowią one głównego motywu. (Swoją drogą, powiedziałabym, że autorka próbowała łapać sto sron za ogon, bo jak dla mnie historia była o wszystkim i o niczym) I teraz żebyśmy się zrozumieli - lubię książki zmuszające do dyskusji i refleksji. Ale nie lubię książek, które poruszają trudne kwestie, tylko po to by je spłycić, a czytelnika potraktować jak dziecko, które należy karmić moralizatorską papką. Gdy mówiłam, że postacie drugoplanowe są czarno-białe, nie wspomniałam, że cały wykreowany przez autorkę świat taki jest. Są trzy odłamy religii - oczywiście narracja nie pozostawia wątpliwości, która stawiana jest w jednoznacznie negatywnym świetle. Sami bohaterowie zresztą nie mają specjalnie sztywnego kręgosłupa moralnego i tak na prawdę nie reprezentowali sobą żadnego z wyznań, więc nie im oceniać kto miał rację.
• Pomimo tego jakże rozbudowanego kulturowo królestwa miałam wrażenie, że świat jest strasznie zamknięty. Czy życie całej krainy kręciło się tylko wokół tego corocznego Gonu? Chyba tak. Nie ma informacji, żeby robili oni cokolwiek innego. Nie ma innych 'magicznych' zawodów, poza alchemikami, nie ma innych 'magicznych' istot poza halą, nie ma nawet żadnych magicznych przedmiotów! (No okej, niby były rzeczy wspomagane alchemią, ale tyle ich w samej książce co kot napłakał) Mapka jest piękna, ale zdecydowanie zbędna, bo poza Dunwey i Wickdown nie padały żadne inne nazwy miejscowości. Czułam się jakbym czytałam fan fiction do jakiejś wszystkim dobrze znanej franczyzy, w krótym autor nie musi zadawać sobie trudu by opisywać świat, a zamiast tego skupia się na romansie. Tylko, że my zaczynajac książkę nie znamy tego świata. I nie poznajemy go zbyt dobrze gdy ją kończymy.
• W każdym bądź razie nie pojęłam tego, jak koniec końców działa alchemia, której zasady były opisywane tak sztywno, że miałam wrażenie jakbym czytała książkę młodzieżową do której ktoś wplata fragmenty podręcznika do chemii (Tylko takiej mistycznej chemii). I jak to w końcu z nią było? Każdy mógł być alchemikami, czy tylko niektórzy szczęściarze? Był jakiś wiek ograniczający możliwość przyjęcia na praktyki? Był jakiś poziom super hard level tylko dla mistrzów? Jeśli tak, to dlaczego Wes z taką łatwością odtworzył na koniec to 'zaklęcie unicestwiające' halę? Nie była to jakaś tajemna wiedza tylko dla najpotężniejszych?
Teraz przejdę do moich wielkich i bardzo czepialskich bolączek, które sprawiły że czytanie tej książki było dla mnie pewną męczarnią :
• Po pierwsze: jak raz nie można niczego opisać nie porównując tego do czegoś innego. Widziałam że w wielu recenzjach ludzie zachwycają się 'urokliwym i przyjemnym stylem pisania' autorki, ale mnie szczerze mówiąc bardziej wyzmęczył niż zachwycił. Książka przepełniona jest przydługimi opisami i po strony zapchana zwrotami: "jak coś", "jako coś", "jakby coś", i moim *ulubionym*: "niczym coś" . Naprawdę, czy tylko mnie to denerwowało?? "Urokliwy styl"! Raczej sztuczne i nachalne upoetycznianie tekstu (a bądźmy szczerzy - dzisiejsza literatura w kwestiach językowych w niczym nie ma się do beletrystyki minionych epok) Na początku to było nawet fajne, ale potem zakrawało o przesadę. Wprowadźmy, proszę, zasadę ograniczającą ilość porównań/metafor przypadających na JEDEN akapit. (Zwłaszcza, że w zatrważającej ilości porównania odnosiły się do wody, albo "słońca odbijającego się w wodzie") Próbując wyobrazić sobie jakąś rzecz musiałam najpierw wyobrażać sobie jakieś zjawisko przyrodnicze. Wrrr... I te porównania były jeszcze takie patetyczne... "Jej dłoń [...] pasowała do jego ręki niczym igła gramofonu do rowków na płycie". Ech, poważnie? Dlaczego nie jak 'zakrętka do butelki' albo 'szelki do spodni'. W dodatku często były one po prostu nietrafne. Weźmy taki przykład: "Starożytni alchemicy [w kontekście: "wyjątkowo zdesperowani i złaknioneni władzy"] poszukiwali boskiej iskry [...] z tą samą werwą co święci asceci poszukiwali zbawienia". Już lepiej byłoby porównać ich do, no nie wiem, na przykład poszukiwaczy złota. Porównanie maniakalnych dążeń i chęci zdobycia potęgi do ascetyzmu jest trafne jak porównanie koła do kwadratu. O, były jeszcze porównania kompletnie zbędne. Taka sytuacja: konna pogoń w lesie, bohater upada czemu towarzyszy "złowróżby trzask, jakby coś pękło". Jak dobrze że autorka to zasugerowala, bo jeszcze nikt by się nie skapnął, że "coś pękło" 🙄😒.
• Skoro już jestesmy przy opisach to autorka ma ewidentny fetysz oczu - chyba nigdy nie czytałam książki w której tak często i gęsto opisywałoby się oczy bohaterów. Oczy w kolorze whisky, piwa, miodu, kawy, mocnej herbaty, sekwoji, mokrej sekwoji, oczy sowie, oczy spłoszonej sarny, oczy wściekłego węża. To bardzo dużo oczu, a większość opisów dotyczyło tej samej pary gałek. Jeśli chodzi o bohaterów pobocznych to też bardziej niż na cokolwiek innego patrzyliśmy im w oczy (w sumie dlaczego oczy? Mnie interesuje ich portfel...) Rozumiem, epitety stałe to bądź co bądź istotny zabieg w kreowaniu postaci, ale może ustalmy jedną, dwie wersje kolorystyczne tej samej tęczówki? Na szczęście w drugiej połowie książki autorka trochę przystopowała.
• No, i oczywiście brak logiki i konsekwencji. Nie jakiś przerażający. Ale jednak raził mnie w moje zupełnie nie oczy-w-kolorze-whisky. Ponieważ logiki zabrakło już na pierwszych stronach. Wychowywałam się w górach i nigdy - NIGDY - nie zbieraliśmy na ostatnią chwilę drewna na opał, by mieć czym palić w zimę. Takie rzeczy ogarniało się wiosną albo na początku lata. Trudno mi uwierzyć, że w samym "środku jesieni" było tak "gwałtowne nadejście zimna", że mimo tego, że jeszcze dzień wcześniej "liście za oknem Margaret płonęły w słońcu" to aż "dwa dni wcześniej zapas się wyczerpał" (widzicie niepokrywanie się czasu?). Byłabym to w stanie jeszcze przeżyć, gdyby nie to że w tym samym momencie bohaterka rąbie drewno aby nim napalić w piecu, a tuż obok niej w taczkach jest zamarznięta deszczówka. (To znaczy że musiało padać) Kto pali w piecu mokrym drewnem? No halo? Chyba nie muszę pisać dlaczego się tego nie powinno robić?
Ale pomijając to, a skupiając się na rzeczach bardziej istotnych dla fabuły: z jednej strony mamy informację, że mama Wesa pilnie potrzebuje operacji, ale z drugiej nikt nie kwapi się aby ją zawieźć na SOR. Dlaczego? Nie mam wykształcenia lekarskiego, ale wydaje mi się że w sytuacji, w której grozi nieodwracalny paraliż dłoni raczej się nie zwleka i nie czeka aż gotóweczka wpadnie w rękę. Zamiast tworzyć sytuację w której bohater pilnie potrzebuje pieniędzy, ale nie chyta się pracy, bo przecież za jakieś dwa lub więcej tygodni może (podkreślmy - może) wygra czek, dlaczego nie napisać, że bohater przed rozpoczęciem książki wziął dużą porzyczkę na pokrycie kosztów operacji, przez co się zadłużył i potrzebuje zwyciężyć w gonie, by spłacić dług? Takich niedopatrzeń było mnóstwo. Poza tym autorce ewidentnie zdarzało się zapomnieć o czym przed chwilą pisała. "Po raz pierwszy od lat Margaret zaszlochała". Czy na pewno? Bo jeszcze kilka stron wcześniej "do oczu napływały jej łzy". Albo czasem Margaret mówiła, że nie orientuje się, jakie wartości wyznaje religia jej ojca, innym razem twierdziła, że są tego samego wyznania (więc jak w końcu jest?). O! Zwróciłam uwagę jeszcze na coś takiego: 'uczestnicy gonu biegnący w rundzie drugiej i trzeciej praktycznie nie mają szansy zwyciężyć w gonie'. Nie chcę nic mówić, ale - jak w książce jest wielokrotnie podkreślane - od dwustu lat nikt w nim nie wygrał (bo nikt nie zabił hali),więc szanse są raczej równe jak mniemam?
Szczerze bardzo zastanawia mnie czy tylko mnie to drażniło? Może jest wśród innych czytelników ktoś kto też zwrócił na to uwagę?
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przynajmniej utwierdziłam się w przekonaniu, że książki slown burn i romantasy to zdecydowanie nie moje klimaty.
Dlatego moja ocena to 4/10, chociaż rozumiem, że ktoś inny może być nią zachwycony.
Noc Zimnego Księżyca Allison Saft
7,1
Już po samej ocenie, możecie się domyślić co sądzę o tej książce. Choć to też nie tak, że była zła, po prostu nastawiłam się na coś genialnego i w mojej głowie trochę innego. Dostałam książkę poprawną, ale sporo brakowało jej do książki jaką była w moich wyobrażeniach, zanim zaczęłam ją czytać.
Ale może zacznijmy od pozytywów, bo są w tej książce oczywiście aspekty, które bardzo mi się podobały.
Klimat małego, może trochę mrocznego miasteczka. To było coś. Kocham fantastykę, która intryguje i w piękny sposób przedstawia swój świat.
Na bohaterów też nie mogę narzekać. Tak samo Weston jak i Margaret (główni bohaterowie) mieli ciekawe charaktery i swoją historię, gdyby nie nadmiar opisów i okropnie wolno rozwijająca się akcja (o czym zaraz),pewnie śledziłabym ich poczytania z dużo większym zapałem.
Chyba mój ulubiony wątek czyli cała tajemnica dotycząca rodziny i przede wszystkim matki głównej bohaterki. Czekałam na to całą książkę i choć mogło być tego pod koniec trochę więcej, to nadal mi się podobało.
No i oczywiście kilka zdań o wątku romantycznym. Slow burn na całego, choć ja to akurat lubię. Napięcie i uczucia poniędzy Wesem i Margaret rozwijały się powoli. Ostatecznie jednak iskra między nimi zamieniła się w ogień. To było naprawdę dobre.
Teraz czas na tę mniej lubianą przeze mnie część każdej recenzji, czyli co było w książce nie tak.
Przede wszystkim - po prostu była nudna. To był jej największy minus. Przeczytanie tego było wyzwaniem, bo przez całe 300 stron nie działo się praktycznie nic. Może przesadzam bo teraz, kiedy o tym myślę umiem wymienić ważne wydarzenia, które miały miejsce przed całym polowaniem, ale jestem pewna, że gdyby spisać tylko je, bez całej reszty zbędnych (choć ładnych) opisów i rozwlekania akcji, nie zajęłyby więcej niż 150 stron.
Co jeszcze? Gon - turniej, polowanie. Sama akcja podczas jego trwania była jak najbardziej ciekawa i dobrze mi się ją czytało. O co mi więc chodzi? Czytając opis książki nastawiłam się na historię, w której polowanie na magiczne zwierzę, gra najważniejszą rolę (czyli trwa przynajmniej połowę całej książki). Jakie było moje zaskoczenie kiedy turniej rozpoczął się dosłownie 30 stron przed KOŃCEM książki.
Nie nastawiajcie się więc na książkę o turnieju a raczej o wszystkim co dzieje się przed nim. To historia o magii, o pragnieniach i o podróży bohaterów, którzy zdesperowani pragną ratować swoją rodzinę, nawet jeśli udział w Gonie kłóci się z ich wartościami.